Oto tekst, który pojawił się ostatnio na stronie prowadzonej przez byłego dziennikarza UPI Dana Olmsteda. Prowadzi on amerykański serwis Age of Autism:
Tak jak wy, przeczytawszy o śmierci doktora Jeffa Bradstreeta, zamilkliśmy z wrażenia.
Był liderem w leczeniu autyzmu, który naprawdę pomagał rodzinom. Jego strata będzie odczuwalna w naszej społeczności. Dan Olmsted (dziennikarz UPI, który wiele lat temu stał się sławny po opublikowaniu wywiadu „
Gdzie są autystyczni Amisze”? – dop. red.) 10 lat temu przeprowadził z nim wywiad do swojej serii „Era autyzmu”. Oto jego treść.
Badania, do przeprowadzenia których wzywał kiedyś Bradstreet, zostały w końcu zrobione, i oczekiwane jest opublikowanie ich wyników. Będzie to stanowiło testament dla jego przezorności i wytrwałości.
Składamy kondolencje rodzinie doktora Bradstreeta i społeczności związanej z tematem autyzmu, która polegała na jego współczuciu i trosce.
Dr Jeff Bradstreet został znaleziony martwy przez wędkarza w rzece w Karolinie Północnej. Miał ranę postrzałową klatki piersiowej. Broń, z której wystrzelono, leżała nieopodal. Władze twierdzą wstępnie, że najprawdopodobniej doszło do „przypadkowego postrzału”. Trwa śledztwo w sprawie.
Przypomnijmy, że Dr Bradstreet badał intensywnie sprawę autyzmu. Znany jest między innymi z tego, że wraz z lekarzami ukraińskimi przebadał grupę 400 dzieci autystycznych na obecność nagalazy we krwi (nazwa angielska: nagalase). Okazało się, że u 80% autystyków ilość tego markera we krwi jest znacznie podwyższona, co świadczy o silnej infekcji wirusowej w ich organizmie. W związku z tym dr Bradstreet wysnuł tezę, że przyczyną autyzmu jest silna infekcja wirusowa mózgu.
Sam Bradstreet nazwał to spostrzeżenie jednym z największych odkryć, jeśli chodzi o poznanie przyczyn autyzmu. Obecnie również w Polsce, odwołując się do jego spostrzeżeń, niektóre laboratoria oferują rodzicom dzieci autystycznych testy na ten marker.
Waszyngton, 28 czerwca
(cytowany wywiad pochodzi sprzed ok. 10 lat – dop. red.)
Doktor Bradstreet należał do osób zgłębiających zagadki autyzmu. Wysnuł tezę o wirusowym pochodzeniu autyzmu, na co wskazuje jego zdaniem podwyższony poziom nagalazy, markera infekcji wirusowej, u większości dzieci autystycznych.
– Gdzie są niezaszczepieni autystycy, którzy uczą się w domu? Nigdzie nie można ich znaleźć
– mówi doktor, który leczy dzieci autystyczne i jest zorientowany w środowisku dzieci uczących się w domu.
– Przeważnie nie istnieją – powiedział dr Jeff Bradstreet. –To niesłychanie rzadkie zjawisko.
Bradstreet leczył dzieci autystyczne w miejscu odbywania swojej praktyki medycznej w Palm Bay, Fla. Miał syna, którego autyzm przypisywał reakcji poszczepiennej w 15 miesiącu życia. Jego córka korzystała z edukacji domowej. Opisywał siebie jako „lekarz chrześcijańskiej rodziny”. Znał wielu przywódców ruchu propagującego edukację domową.
– Istniała cała subkultura ludzi, którzy podążyli w kierunku edukacji domowej, tak by nigdy nie być zmuszonym do zaszczepienia swoich dzieci – powiedział. – To grupa, która nie była nigdy zaszczepiona z uwagi na wyjątki religijne.
W tej grupie, jak powiedział: „choć dzieci były silnie narażone na rtęć przez wiele wypełnień amalgamatowych u ich matek i/lub częste spożywanie ryb, nie miałem żadnego przypadku autyzmu”.
Bradstreet powiedział, że jego poglądy nie stanowią przekonującego argumentu, że niska wyszczepialność jest związana z niskim współczynnikiem występowania autyzmu, lecz są warte zbadania.
– To nie jest jeszcze nauka – powiedział. – Nie osiągnęło to jeszcze stadium mającej mocne podstawy obserwacji. To miejsce, by powiedzieć: „Dobrze, to interesujące. Co nam to mówi?”.
W USA z edukacji domowej korzysta ponad 2 miliony dzieci. Liczba znajdujących się wśród nich dzieci niezaszczepionych nie jest do końca znana, lecz jeśli oceni się ją na bazie współczynnika rezygnacji ze szczepień, jaki występuje w pewnych częściach kraju, w których podnoszonych jest najwięcej wątpliwości co do szczepień, możemy mówić o 3 lub więcej procentach. Na przykład w hrabstwie Oregon w przybliżeniu 2000 uczniów z ogólnej liczby 51 000 podlega zwolnieniom ze szczepień, co stanowi ok. 4 procent.
Jeśli zastosuje się ten współczynnik do całej populacji dzieci amerykańskiej, która uczy się w domu, będzie to oznaczało 80 000 dzieci. Przy istniejącym obecnie współczynniku zapadalności na autyzm 1 na 166 dzieci byłaby autystyczna. Można by się było zatem spodziewać, że kilkaset dzieci będzie cierpiało na autyzm.
Bradstreet powiedział, że próbował skłonić epidemiologów, by zbadali grupę dzieci korzystających z edukacji domowej, lecz wyrazili oni wątpliwości, że wyniki takiego badania mogłyby mieć zastosowanie do szerszego zakresu dzieci.
– Powiedziałem, że mogę uderzyć do tej społeczności i znaleźć dużą grupę niezaszczepionych dzieci korzystających z edukacji domowej, i możemy wykonać proste badania oceniające rozpowszechnienie i częstotliwość występowania wśród nich autyzmu, a instynkt podpowiada mi, że nie znajdziemy przypadków autyzmu w tej grupie dzieci.
Opowiedział, że każdy badacz, z którym miał styczność, odmówił uczestnictwa w takim śledztwie, „ponieważ nie miałoby ono wystarczającej siły przebicia, by zmienić opinię ludzi – nie dałoby się go nigdy zastosować do kolejnej grupy populacyjnej”. Powiedział, że krytycy takiego badania mogliby twierdzić, że korzystający z edukacji domowej są wyjątkową grupą i że rodzice mogli zdecydować się na taki sposób edukacji, ponieważ „wiedzieli, że dziecko było inne”, choć żaden nie mógł wyjaśnić niższego współczynnika występowania autyzmu.
Powiedział również, że myśli, że korzystający z edukacji domowej stanowią lepszą grupę do takich badań niż genetycznie i kulturalnie odizolowane społeczności, takie jak amisze.
– Puryści mogliby powiedzieć, że są oni zbyt dziwaczni jak na grupę do badań – powiedział Bradstreet, i dodał, że zgadza się z takim poglądem. – Nie możesz dojść do żadnych konkluzji na podstawie danych z takiego rodzaju populacji.
Jego komentarz odnosił się do serii artykułów pt. „Era autyzmu” (The Age of Autism), podejmującej temat ewidentnie małego stopnia występowania autyzmu wśród Amiszów, z których większość jest niezaszczepiona.
W poniedziałek na łamach niniejszej gazety donoszono, że główne władze amerykańskiego Departamentu Zdrowia i Usług dla Ludności powiedziały rodzicom, którzy rozważają, czy nie rozpocząć badań występowania autyzmu wśród amiszów i innych niezaszczepionych populacji. Takie badanie oczywiście nigdy nie zostało przeprowadzone.
Bradstreet powiedział, że myśli, że nieważne, którą niezaszczepioną populację badacze zbadają – znalezienie w niej przypadków autyzmu „byłoby rzadkim zjawiskiem”. Jego poglądy stanowią zdecydowaną mniejszość wśród naukowców i ekspertów medycznych, którzy twierdzą, że teza o związku między szczepionkami a autyzmem została zdyskredytowana. Zespół należący do prestiżowego Instytutu Medycyny – części Narodowej Akademii Nauk – powiedział w ostatnim roku, że badania powinno skierować się na „obiecujące” obszary.
Teoria związku autyzmu ze szczepionkami skupia się na tym, że oparty na rtęci konserwant nazywany thimerosalem (tiomersalem), który używany jest w zwiększającej się liczbie szczepionek dziecięcych w latach 90. XX wieku, wywołał duży wzrost w liczbie przypadków autyzmu.
Wiązanie przez Bradstreeta autyzmu z rtęcią w rybach i amalgamatowymi wypełnieniami u matek autystycznych dzieci zostało również odrzucone przez mainstreamowych ekspertów medycznych. Komentarze znajdują jednak odzwierciedlenie w jednym aspekcie reportażu UPI dotyczącego amiszów.
Pewien lekarz z Wirginii powiedział, że leczył sześcioro niezaszczepionych dzieci amiszów, z których czworo miały wysoki poziom rtęci w ciele, co, jak sądził, wywołało ich autyzm. Podejrzewał on, że ekspozycja na rtęć miała swoje źródło w opalanych węglem elektrownaich, które emitowały rtęć jako produkt uboczny.
Bradstreet powiedział, że uświadamia sobie, jakie są jego poglądy na szczepionki oraz że autyzm jego własnego syna naraził go na zarzuty, że widzi to, co chce widzieć. Argumentuje przy tym, że badacze rządowi ukrywają duże konflikty interesu, ponieważ rząd przymusza do szczepień i ręczy za ich bezpieczeństwo.
„Problem jest dla nich nawet większy niż dla nas – powiedział. – Wielu z nas, którzy niepokoimy się szczepionkami i rolą, jaką one pełnią, jeśli chodzi o układ odpornościowy i autyzm, jest wykształconymi w tradycyjny sposób lekarzami, którzy szczepili nasze dzieci. Przymuszeni niechętnie przyznajemy, kiedy dosłownie rzuci się nam ten temat prosto w twarz, że coś musi być nie tak ze szczepionkami, jeśli spowodowało to takie reakcje u mojego dziecka”.
„Zatem w obecnej sytuacji, nawet jeśli zostaniemy oskarżeni o bycie bardziej tendencyjnymi, jesteśmy prawdopodobnie bardziej obiektywni, ponieważ należeliśmy do wierzących (w szczepionki)”.
Warto również zapoznać się z pokrewnymi tematycznie artykułami:
oraz z artykułem reportera Dana Olmsteda