Doświadczenia wielu rodziców wskazują, że powody niechętnego zgłaszania niepożądanych odczynów poszczepiennych przez pracowników medycznych mogą być następujące:
1. Głęboko zakorzenione przekonanie lekarzy i pielęgniarek, że niepożądane odczyny poszczepienne i powikłania poszczepienne to zjawisko niezwykle rzadkie, które „zdarza się raz na milion”. Wpływa na to niewątpliwie proces edukacji lekarzy i wypowiedzi wakcynologów.
Działa tu psychologiczny mechanizm zaprzeczania i wyparcia. Jeśli lekarz i pielęgniarka w czasie studiów uczą się, że czegoś nie ma, to nawet gdy to widzą, nie dostrzegają tego faktu. Gdy okazuje się, że szczepionka, którą podali, spowodowała niepełnosprawność jakiegoś dziecka, tym bardziej rodzi to mechanizm wyparcia.
2. Brak wystarczającej wiedzy rodziców o tym, jakie mogą być reakcje dziecka po szczepieniu i jak mogą wyglądać niepożądane odczyny poszczepienne. Niska świadomości o możliwości wystąpienia reakcji zagrażających życiu osoby szczepionej. Taka „błoga” nieświadomość (w praktyce skutecznie wspierana przez pracowników medycznych) stała się przyczyną już niejednej tragedii. Prowadzi również do tego, że rodzice nie zdają sobie sprawy z tego, że mają prawo żądać od lekarza zgłoszenia NOP-ów, co tak naprawdę wpływa na bezpieczeństwo szczepień wszystkich dzieci.
3. Przekonanie, że skoro szczepionki są „zbadane i bezpieczne”, a powikłania – oficjalnie – zdarzają się niezwykle rzadko, to nie mogą się przytrafić mojemu dziecku (czy też: na moim oddziale, dyżurze).
4. Lęk lekarza przed narażeniem się na niezrozumienie ze strony współpracowników. Z wielu doniesień przekazywanych przez rodziców wynika, że nawet mówienie o samej możliwości wystąpienia NOP-ów i powikłań poszczepiennych rzadko spotyka się z aplauzem lekarzy i pielęgniarek. To najwidoczniej bezpośrednio przekłada się na ich niezgłaszanie („Takie rzeczy się praktycznie nie zdarzają”).
5. Lęk przed kontrolami ze strony sanepidów i niezadowoleniem zwierzchników. Mimo że bywały pojedyncze przypadki karania lekarzy za niezgłaszanie NOP-ów, powszechną praktyką jest negatywne patrzenie na lekarza, który zgłasza zbyt dużą liczbę powikłań. Często problemy w tym zakresie mają również przychodnie, pracownicy medyczni rozliczani są przede wszystkim z tzw. wyszczepialności.
W wielu wypadkach zgłoszenie NOP-u to duży kłopot dla lekarza. Wiąże się z nim wypełnianie dokumentacji (patrz: formularze umieszczone w odnośniku Ustawodawstwo i formularze), ryzyko kontroli itd.
6. Lęk personelu medycznego przed odpowiedzialnością. Jeśli coś stało się dziecku (bądź osobie dorosłej) w bezpośrednim związku czasowym ze szczepieniem, a lekarz bądź pielęgniarka ją podali, pojawia się obawa przed dochodzeniem rodziców, kto ponosi odpowiedzialność za zaistniałą sytuację. Producent szczepionki znajduje się daleko i trudno mu w praktyce cokolwiek udowodnić (albo jest to zgoła niewykonalne). Lekarz czy pielęgniarka są natomiast idealnym kozłem ofiarnym – to właśnie oni podali szczepionkę, po której dziecko doznało powikłań. Lepiej więc robić wszystko, by takie powikłanie nie zostało zgłoszone.
W wypadku poważnego uszczerbku na zdrowiu pierwsze podejrzenia padają na wykonujące szczepienie pielęgniarki: czy było wykonane prawidłowo, czy wkłucie nie było zbyt głębokie, czy zachowano łańcuch chłodniczy (jeśli było to niezbędne) i czy szczepionkę odpowiednio przechowywano. Kolejnym podejrzanym będzie lekarz: czy właściwie przeprowadził badanie kwalifikacyjne, czy nie było przeciwwskazań. itd. Ostatnim podejrzanym jest zwykle sama szczepionka (albo też w ogóle nie ma jej na „liście podejrzanych”). Przecież została dopuszczona przez organy nadzoru sanitarnego. Jeśliby się okazało, że to one zawiniły, nie byłoby to korzystne dla sanepidu. Zawsze łatwiej więc znaleźć kozła ofiarnego w postaci personelu medycznego.
7. Zakorzenione przekonanie, że większość negatywnych zdarzeń po szczepieniu to jedynie koincydencja i związek czasowy, a nie przyczynowy. Zdanie takie jak mantrę powtarza większość wakcynologów i immunologów. Rodzice, którzy przekonują przedstawicieli służby zdrowia, że problemy ze zdrowiem dziecka zaczęły się bezpośrednio po szczepieniu (regres, zanik mowy, pojawienie się astmy i alergii, spadek odporności i łapanie wciąż nowych infekcji, zapalenie płuc po szczepieniu i wiele innych) i próbują to udowodnić, spotykają się nierzadko z ostrą reakcją, która ma za zadanie wyperswadowanie im takich pomysłów.
8. Brak jednoznacznych kryteriów diagnostycznych, które bezsprzecznie potrafiłyby orzekać, czy dane pogorszenie stanu zdrowia po szczepieniu jest skutkiem szczepionki, czy innych czynników. Dopuszcza to szeroki margines uznaniowości w tym zakresie.
9. W przypadku istnienia metod diagnostycznych, które mogłyby stwierdzić, jaki czynnik odpowiada za określone pogorszenie stanu zdrowia, przeszkodą nierzadko jest koszt odpowiednich badań (zwłaszcza jeśli ma za nie płacić państwowa służba zdrowia). Przeszkodą może być również niechęć do zlecania badań, po wykonaniu których mogłoby się okazać, że winna była właśnie szczepionka. Świadczą o tym przypadki śmierci i powikłań poszczepiennych zgłoszone do prokuratury, które nie zostały nigdy wyjaśnione, choć minęło już dużo czasu. Przypadki takie odnotowywane są na całym świecie.
10. Nieznajomość przez lekarzy nawet podstawowych rodzajów powikłań poszczepiennych wymienionych w ulotkach szczepień. Prowadzi to do kuriozalnych sytuacji, gdy rodzic wyłuszcza lekarzowi: „O, proszę, moje dziecko doznało takiego powikłania, a właśnie ono wymienione jest w ulotce szczepionki, którą dostało”.
11. Niezmierna łatwość zrzucenia winy za powikłanie poszczepienne na wiele czynników. W praktyce wygląda to często aż śmiesznie. Spotykane są następujące wypowiedzi lekarzy i pielęgniarek (cytaty):
– Dzieci tak mają.
– To normalne po szczepieniu.
– To przypadek, zwykła koincydencja.
– To nie jest NOP, bo jakby był, tobym zgłosił /-a.
W przypadku poważniejszych dolegliwości powszechne jest szukanie bardziej wyrafinowanych wymówek:
– Dziecko miało wrodzony niedobór odporności, a szczepionka tylko to ujawniła.
– To najprawdopodobniej obciążenie genetyczne (sugerowanie winy rodziców).
Zdarzają się również niemające żadnego uzasadnienia medycznego ani niepoparte badaniami stwierdzenia lekarzy w rodzaju:
– Nie wiemy, dlaczego tak się stało, ale to na pewno nie od szczepionki.
– Nauka nie zgadza się z tym, że szczepionka może spowodować autyzm. On się po prostu ujawnił w tym okresie (Podczas gdy poświadcza to zarówno wiele relacji rodziców, jak i wyroki sądów orzekających ogromne odszkodowania dla rodziców, którzy udowodnili przed sądem, że autyzm u ich dzieci powstał po szczepieniu).