W poprzednim tekście pt.
Debata o szczepieniach – błędne łączenie epidemiologii i matematyki pisałam, że oprócz indywidualnego bilansu korzyści i ryzyka (z założeniem wystąpienia infekcji zaliczanej do niedawna do „chorób wieku dziecięcego”) dodatkowym elementem decyzji o szczepieniu lub nieszczepieniu może być udział w tworzeniu tzw. odporności zbiorowiskowej. Konieczność jej wytworzenia lub podtrzymania jest argumentem za koniecznością stosowania przymusu i represji, którym posługują się środowiska środowiska sanitarno-epidemiologiczne, wakcynologiczne jak i wielu fanatycznych zwolenników przymusu szczepień nie swoich dzieci. Środowiska te powołują się nawet na
art. 31 ust. 3 Konstytucji mówiący o możliwych ograniczeniach w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw.
Z moich obserwacji wynika, że argument ten używany jest bezpodstawnie w odniesieniu do wszystkich możliwych szczepień. Nigdy nie jest też poparty precyzyjnymi danymi dotyczącym rzekomo największych beneficjentów tego zjawiska, czyli osób zwolnionych ze szczepień ze względu na medyczne przeciwwskazania do szczepienia. Stawiam zatem tezę, że koncepcja „solidarność” z tymi osobami to idea sztuczna, stworzona wyłącznie na potrzeby promocji i przymusu szczepień. Poniżej przedstawię argumenty pokazujące, że „odporność zbiorowiskowa” i „ochrona osób nieszczepionych” nie jest i nigdy nie była rzeczywistą motywacją do szczepienia dzieci i dorosłych, co można wyraźnie zaobserwować u wielu nieszczepiących lub szczepiących wybiórczo rodziców (fałszywie etykietowanych jako „ruch antyszczepionkowy”).
Krótkie wprowadzenie do odporności zbiorowiskowej
Szczepienia chronią indywidualne osoby przed zachorowaniem. Stosowane masowo w określonej populacji zapobiegają rozprzestrzenianiu się choroby zakaźnej, chroniąc również osoby nieszczepione, a poprzez to zmniejszają liczbę zachorowań w całej grupie. Takie zjawisko zostało opisane w odniesieniu do wielu różnych chorób zakaźnych i jest znane jako odporność gromadna (herd immunity).… Masowe szczepienia stały się podstawą eradykacji poliomyelitis, eliminacji odry, a także do zapobiegania występowania np. zespołu różyczki wrodzonej. [podkreślenie aut.]
Poniżej przyjrzymy się właśnie kwestii ochrony osób nieszczepionych. Przy czym skoncentrujemy się wyłącznie na jednej podgrupie nieszczepionych, czyli zwolnionych ze szczepień ze względu na medyczne przeciwwskazania do szczepienia.
Kluczowe pytania dotyczące zwolnionych ze szczepień
Ile nieszczepionych osób/rodziców nieszczepionych dzieci domaga się faktycznie przymusowego szczepienia innych osób (zwłaszcza, że zwolnienia ze szczepień przyznawane są też na skutek wystąpienia powikłań poszczepiennych)?
W jakim stopniu rodzice takich osób, najbliższa rodzina, czy inne osoby z bliskiego kontaktu poddają się wszystkim możliwym szczepieniom dla dobra danej osoby? Czy ktoś zna odpowiedzi na te pytania?
Co ciekawe, ogólnodostępne źródła pokazują, że dobrowolne szczepienie dzieci i dorosłych w celu zapewnienia ochrony osobom nieszczepionym nie jest i nie było praktykowane w naszym kraju.
Iluzja poparcia społecznego dla walki z zarazkami poprzez szczepienia
1. Pracownicy służby zdrowia nie praktykują walki z zarazkami poprzez własne szczepienia mimo częstego i bliskiego kontaktu z wieloma dziećmi zwolnionymi ze szczepień. Przykłady:
Najprawdopodobniej jeszcze mniejszą popularnością cieszą się szczepienia przeciwko pneumokokom, meningokokom i półpaścowi, choć każde z tych szczepień zmniejsza prawdopodobieństwo transmisji zarazków na pacjentów.
2. Z historii szczepień i danych o wyszczepialności w 2010 roku wynika jednoznacznie, że w Polsce nie praktykowano i nadal nie praktykuje się szczepień własnych dzieci dla ochrony nieszczepionych, jeśli rodzice uznają dane szczepienia za niepotrzebne dla własnego dziecka. Przykłady:
W 1995 roku udostępniono (bez refundacji) polskim rodzicom szczepionkę odra, świnka, różyczka (MMR) dla dzieci w drugim roku życia, aby uzyskać wysoką wyszczepialność przeciwko śwince i różyczce. Do 2004 roku zaledwie ok. 20% rodziców (średnia z lat 1995–2003) wykupiło preparat MMR. Rozpowszechnienie akceptacji szczepień przeciwko różyczce i śwince u dzieci w 2 roku życia uzyskano poprzez wprowadzenie MMR w 2004 roku na listę szczepień obowiązkowych (i przez to refundowanych). Do 2004 roku stosowano w Polsce skuteczny program zapobiegania zespołowi różyczki wrodzonej przez szczepienia 13-letnich dziewcząt, a szczepienia przeciwko wirusowi świnki były jedynie zalecane.
Popularność szczepień dzieci preparatami nierefundowanymi jest w Polsce znikoma (np. szczepienia przeciwko pneumokokom, ospie wietrznej, rotawirusom, grypie, meningokokom), mimo że nie brak jest obecnie kampanii informacyjnych pod hasłami podkreślającymi zapobieganie rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych na inne osoby np. „Szczepiąc siebie – chronisz bliskich” – hasło V Europejskiego Tygodnia Szczepień z 2010 roku.
Pora na wnioski
W naszym społeczeństwie nie było i nie ma praktyki narażania własnego zdrowia na możliwe powikłania poszczepienne dla dobra dzieci czy osób zwolnionych ze szczepień. Nie praktykują tego pracownicy służby zdrowia; nie praktykują tego dorośli na sobie ani na swoich dzieciach, dopóki szczepienie nie stanie się obowiązkowe i refundowane; nie praktykują tego najprawdopodobniej osoby z najbliższego kontaktu dzieci nieszczepionych.
Wiedzą o tym wakcynolodzy i urzędnicy służb sanitarno-epidmiologicznych, co jest powodem jedynie zalecania wszystkich nowych szczepień dla dorosłych bez kampanii na rzecz obowiązku lub przymusu szczepień w tej grupie wiekowej. Dlatego jedynym celem dotychczasowych działań propagandowych szczepionkowego establiszmentu jest wzburzenie społecznej agresji skierowanej na nieszczepione dzieci i ich rodziców. Stosowanie dyskryminacji, represji czy przymusu szczepień u dzieci jest wynikiem m.in. braku zrozumienia rodziców, którzy na pierwszym miejscu stawiają indywidualny bilans korzyści i ryzyka danego szczepienia dla własnego dziecka. Istniejąca odporność zbiorowiskowa (np. przeciwko wirusowi polio – do tych szczepień nie trzeba było przymuszać polskich rodziców) jest produktem ubocznym indywidualnych decyzji o ochronie własnych dzieci przed chorobą lub powikłaniami.
Co więcej, można założyć, że większość rodziców dzieci zwolnionych ze szczepień nie oczekuje takiego poświęcenia ze strony innych rodziców. Solidarność z nieszczepionymi to sztuczna idea stworzona na potrzeby promocji i przymusu szczepień. Zauważmy też, że w praktyce ta sztucznie stworzona i niepraktykowana w naszym kraju „solidarność” kończy się w momencie wystąpienia powikłania poszczepiennego u szczepionego danego dziecka. W Polsce brak jest programu kompensującego wystąpienie powikłań poszczepiennych (zwłaszcza jeśli rodzice lub opiekunowie zostali przymuszeni do szczepienia przez groźbę kary finansowej lub inne środki przymusu np.
straszenie odebraniem praw rodzicielskich). Nie widać też, aby rodzice nieszczepionych dzieci czy też często spotykani w Internecie zwolennicy przymusu szczepienia cudzych dzieci organizowali inicjatywy pomocy osobom poszkodowanym przez szczepienia.
Ceną masowych szczepień są nie tylko uznane i nieuznane naukowo powikłania poszczepienne, czy też utrwalenie odpowiedzialnych za większość powikłań pochorobowych zaniedbań systemowych, medycznych czy rodzicielskich (o tym innym razem). Ceną masowych szczepień wszystkich dzieci jest też uzależnienie wielu szczepionych osób i wielu niemowląt pozbawionych biernego uodpornienia (przeciwciał matki) od wyszczepialności następnych pokoleń – o tym w części drugiej (wkrótce). Najwyższą cenę przyjdzie jednak zapłacić wszystkim, gdy przymus do szczepień stanie się powszechną praktyką, która zacementuje wypaczoną definicję człowieka jako „rezerwuaru zarazków” i będzie wstępem do farmakologicznego gwałcenia wolności człowieka w imię pseudoprofilaktyki zdrowia publicznego.
Justyna Socha